Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Ostatni sejm Rzeczypospolitej.djvu/318

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na wszystkie asamble i zabawy, by się przekonać, jako pożąda widoku choćby jej foremnej postaci. Znał cenę jej serca i duszy a tęsknił. Więc też z gryzącą zazdrością pomyślał o Kaczanowskim:
— Taki w karczemnej dziewce upatrzy Wenerę i radość w byłe przygodzie.
— Właśnie szukam pana porucznika — wołał mu nad uchem Klotze.
— Cóż się stało?
Z niechęcią podał mu rękę.
— Nic szczególnego, mam tylko polecenie zawieźć waszmość pana na obiad do Sieversa, racye wyłuszczy sam kasztelan.
— Za wysokie progi na moje nogi, a przytem już obiadowałem.
— Tem lepiej, bo tyle się tam ciśnie, że często głodni wstają od stołów. Ambasador coraz bardziej skąpi ekspensów na traktamenta dla przyjaciół.
— Snadź mu już są zbędni! — mruknął, wsiadając do wysokiej karyolki.
W drodze Klotze, rozumiejąc go nietylko siostrzeńcem ale i najzaufańszym kasztelana, jął się zwierzać z tarapatów, jakie mieli z przyczyny szambelana, który ani chciał słyszeć o rozwodzie, ni nawet separacyi.
— I co takiemu przyjdzie z pięknej żony? Drudzy cieszą się jej łaskami, a on ślinkę łyka! — zaśmiał się cynicznie. — Cała ta sprawa jest zgoła niedorzeczna! Rozwodzić się z jednym, kiedy drugi jeszcze niepewny i odkłada stanowczą deklaracyę na później. Juści