Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Ostatni sejm Rzeczypospolitej.djvu/320

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— On jedenby pożyczył i pod niezbyt uciążliwymi warunkami.
— To mi waść prawi nowiny!
— Wszak materye pruskie muszą lada dzień przyjść na sejmie ad deliberandum — szeptał pochylając się ku niemu — i muszą przejść affirmative, muszą — dołożył gorąco — zaś tymczasem przeciwi się temu srogo opozycya! I nie tylko zelanci, warchoły i sejmowi szczekacze stają nam w poprzek, lecz nawet niektórzy ministrowie i adherenci Rosyi. Zawziętość przeciw Prusom rośnie z dnia na dzień, zwraca się już nawet do osoby posła, że nie waży się pokazywać na ulicy, jak w zbrojnej asyście. Wiemy, jako Sievers podżega do sporu i z cicha całe odium powszechności zwraca w pruską stronę. Otóż kasztelan mógłby wiele zdziałać dla uformowania przychylnej większości na sejmie, ale kasztelan ani chce o tem słuchać dla jakowychś dziecinnych sentymentów, jakby dukaty same się trzęsły z nieba. Gotowem wymówić swoje służby, jeśli nie mamy korzystać z takich okoliczności...
— Więc tenor waści wywodów? — zawrzał zniecierpliwieniem.
— Że kasztelan przegrał do Zubowa dwadzieścia tysięcy i winien je zapłacić.
— To i wujaszek dobrodziej puszcza się na burzliwe flukta faraona?
— Nie z pasyi, a jeno dla dalszych widoków — uśmiechnął się z drażniącą tajemniczością — bywa, jako i przegrane dawają sute prowenty...