Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Ostatni sejm Rzeczypospolitej.djvu/313

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kredencerz obwiązywał serwetę pod obwisłymi podbródkami. — Nasza pycha ją gubi, nasza swawola, nasza niezgoda i brak ludzkości. — Przeżegnał się i jął łakomie chlipać zupę.
— A któryż to bierze pozór Skargi? — pytał z ciżby szydliwy głos.
— Sędzia Nowogródzki, Woyniłowicz; on przed zupą rad napomina bliźnich, lecz...
Reszta przepadła w rozgwarze zapalczywych dyskursów i w pobrzękach farfurów i łyżek, gdyż wszyscy zasiadali do obiadu.
Kaczanowski siedział samotnie w małej izdebce, mającej wyjście na podwórze, którą był Zaręba zaarendował na wyłączny użytek wtajemniczonych, spojrzał radośnie na wchodzącego, ale się nie odezwał.
Staszek, stojący za krzesłem, zabawiał się łowieniem much nad jego głową.
— Nie imaginowałem, że kapitan wytrzyma w solitudzie choćby jedno zdrowaś.
— Wiele może, kto musi. Rezonuje tam jeszcze szlachcic w sieradzkim kontuszu?
— Właśniem słuchał, jak odczytywał przymówienie Ciemniewskiego.
— To abszytowany porucznik z brygady Biernackiego, Tarnowski, sławny rębacz sieradzki, cale oświecony i grzeczny kawaler, ale ma u mnie od wczoraj piętnaście dukatów, ja zaś nie śmierdzę ani szelągiem.
— Znać to, masz bowiem waszmość minę, jakby po occie siedmiu złodziejów.
— Jakże, od samego rana ciągnę na borg tę po-