Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Ostatni sejm Rzeczypospolitej.djvu/311

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

skich dzwonków i pijanych śpiewów i krzyków. Przepływali groźną falą rumorów i połyskujących jadowicie bagnetów, nie napełniając jednak zamierzonym lękiem publiki, a szczególniej zelantów, nieustraszenie broniących ojczyzny na sejmie. Widziały ich bowiem oczy, słyszały uszy, lecz miasto trwogi, budzić zaczynały te zgiełkliwe egzercerunki słuszny gniew i obrażoną dumę wolnych obywatelów. Zaś postawa pospólstwa zwróciła baczniejszą uwagę Zaręby, albowiem ci nie zatajali politycznie swoich resentymentów, witając maszerujące szeregi groźnym pomrukiem i wyzwiskami, a nawet tu i owdzie garścią piasku i przeraźliwem świstaniem.
— Może i reszta przejrzy! — pomyślał, wchodząc do Dałkowskiego.
Że zaś aktualnie jął mżyć uporczywy deszczyk i pora była południowa, małe stancyjki zapełniły się po brzegi. Gruba gospodyni, jak zwyczajnie, panowała nad bufetem, kredencerzami i mężem, którego zielony fartuch fruwał po izbach. Zaręba rozglądał się za Kaczanowskim, ale w środkowym pokoju musiał przystanąć z racyi ciżby, otaczającej jakąś personę w sieradzkim kontuszu, która głośno coś odczytywała.
Było to przymówienie Ciemniewskiego, posła Różańskiego, miane na sejmie na dniu 10 sierpnia i wymierzone przeciwko królowi. Mowa ta zrobiła wielkie poruszenie i rozleciała się po kraju w tysiącach druków i odpisach, do czego najskuteczniej przyczyniał się Jasiński.
— Albo i to miejsce, mości panowie — wołał Sieradzanin, nakazującym ruchem przytłumiając wrzawy. —