Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Ostatni sejm Rzeczypospolitej.djvu/307

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stwa moskiewskie, ordery i odebrane cnotliwym majętności«.
Czytał stłumionym, poważnym głosem, gdyż te zgoniny ludzkie, złożone z handlarzy ulicznych, profesyantów, krupnych bab i przeróżnego ultajstwa, słuchały w coraz większej powadze zrozumienia, że skończywszy, jął im przysalać wrogów, judząc na nich zaciekle, a umiał to robić jak mało kto, wiedząc gdzie było potrzeba wsadzić żart, gdzie smagnąć drwiną, gdzie zaś dobranemi słowami wyrazić całą grozę gwałtów, grabieży i uciemiężeń, by słuchaczom włosy powstały na głowach. Właśnie był w najlepszym rezonie, gdy zatętniały nagle kopyta.
— Kozunie! uciekać! — porwały się krzyki.
Lecz nim zdążyli rozpierzchnąć się, patrol wpadł z całym pędem w ciżbę, zaświstały nahaje i rozległy się wrzaski tratowanych, ale po chwili nie było już nikogo pod Dominikanami, tylko jakiś jegomość w siwej bekieszy skwapliwie zdzierał nalepiony kartełusz, a jakaś znaczna dama, wyjrzawszy z powstrzymanego powozu, rozpytywała, coby się stało?
— Dońcy chrzcili na konfederacką wiarę — odparł Staszek, wyłażąc z kruchty.
— Rezolutny pachoł! A czyjżeś ty, mój chłopcze? — podniosła lorynetkę do oczu.
— Ojca i matki, moja wypierzona kwocho! — odpalił i drapnął, opierając się dopiero przy Zarębie, stojącym pod kafenhauzem, jakby na czatach.
Rozpowiedział, co zaszło i naraz sprężył się i szepnął przerywanym głosem: