Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Ostatni sejm Rzeczypospolitej.djvu/285

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zaręba, rad z osamotnienia, chociaż obciążony klejnotami kasztelanowej, a bardziej jeszcze gniewem Izy, jął się rozglądać pomiędzy ludźmi.
W głównej sali, obciągniętej amarantem i pełnej kosztownych sprzętów, zwierciadeł, bronzów i złoconych mebli, a nakrytej sufitem uczynionym z pozłocistej sztukateryi na dnie czerwonem, siedział biskup wileński, Massalski, ze swoim godnym socyuszem, biskupem chełmskim, Skarszewskim. Obaj byli zaciętymi antagonistami Kossakowskiego; zwłaszcza Massalski, gracz, utracyusz i pijak, mimo potężnej cyrkumferencyi i lat sędziwych, nienawidził go całą duszą i posępnym, złym wzrokiem chodził za nim, poszeptując coś zgryźliwie, na co Skarszewski prześmiechał się jadowicie, przytakując wyłysiałą, szpiczastą głową.
W blizkości prześlizgiwał się wężowymi skrętami, a z przyczajonym wzrokiem ksiądz Ghigiotti, czarny, suchy Wioch, króla partikularny sekretarz, lecz i zarazem powolne Sieversowi instrumentum. Węszył też między ludźmi osławiony Boscamp i Friese rad częstował tabaką, wyciągając przytem na słówka i wielu podobnych żarliwie pełniło swoje rzemiosło, gdyż na przyjęciach biskupich zbierała się liczna i przeróżnego autoramentu socyeta.
Za biskupami, na czerwonych ławach, obiegających ściany, drzemały wybrane dostojne ciemięgi, omszałe damy, pachnące woskiem i święconą wodą, niby stare kropielnice, zatabaczeni profesorowie w wyświechtanych sutannach i frakach, nieco staroświeckich kontuszów i poczciwych rupieci z zapadłych powiatów Litwy. Cza-