Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Ostatni sejm Rzeczypospolitej.djvu/284

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Konfidentów wynagradzał szczodrze, zaś nieprzyjaciołom wybaczał głośno, lecz przez zaprzedane sobie ręce gniótł ich bez miłosierdzia, obdzierał z majątków i słodkimi, bolejącymi szeptami podawał na wzgardę. Pokazywał się być księdzem wielce dbałym o służbę bożą, nawet msze odprawiał prawie codziennie, lecz jeszcze żarliwiej zabiegał o tłuste beneficya i jak kazała okoliczność, zagarniał je zbrojną ręką.
Człowiek był przytem oświecony, górnych manier, opinii miarkowanych rozsądkiem i okolicznościami, podstępny, intrygant nie przebierający w środkach i wiecznie głodny dla siebie i swojej rodziny dostojeństw, władzy, bogactw i znaczenia.
Wszak-ci to on czasu Wielkiego Sejmu najżarliwiej intrygował przeciwko reformom i konstytucyi.
Płaciła mu za to Imperatorowa.
Wszak-ci to on stał się później duszą Targowicy i wszelakich machinacyi, na zgubę Rzeczypospolitej uformowanych.
Brał za to szczodre w rublach jurgielty.
Wszak i aktualnie przewodził na sejmie potężnej fakcyi, powolnej na każde życzenie Petersburga, za co wciąż otrzymywał sute łaski w beneficyach, biskupich krzyżach, kamieniami sadzonych i dukatach.
Takim był ten obywatel, biskup i człowiek, nad którego mogli się naleźć jeszcze gorsi, lecz nie było szkodliwszego dla Rzeczypospolitej.
Kasztelan przedstawił mu Zarębę. Biskup obrzucił go bystremi oczyma, a wielce łaskawie przywitawszy, pociągnął kasztelana na stronę.