Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Ostatni sejm Rzeczypospolitej.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ależ, pani podkomorzyno dobrodziejko.
— Cicho tam! Mości panowie, prosimy o cichość! Pułaski zabiera głos! — podniosły się zewsząd wołania i po chwili zapadło wyczekujące milczenie, pełne tylko bulgotów rozlewanego szampana.
Wszyscy zwrócili oczy na Pułaskiego, który stał naprzeciw Sieversa i, podnosząc kielich, wołał ogromnym, uroczystym głosem:
— ...Najjaśniejsza Imperatorowa Jejmość Wszech Rosyi i nasza najmiłościwsza aliantka niech żyje!
— Niech żyje! — zahuczał namiot krzykami i brzękiem kielichów.
— Niech żyje! Brawo! Niech żyje! — zawtórowało sto potężnych gardzieli od wszystkich stołów i wraz buchnęła sroga fanfara; miedziane trąby zawyły przeciągle, a po wzgórzach ryknęły armaty i biły raz po raz, aż trzęsła się ziemia i krwawe błyski rzygały w ciemności.
— Pijże! To nie żarty! Patrzą! — zaszeptał Woyna, zmuszając Sewera prawie siłą do powstania. — Trochę gorzkie, ale można się włożyć...
— Nigdy! Nigdy! — bełkotał zgnębiony. Blady był, serce mu biło, niby ptak oszalały, pot zrosił czoło, oczy dziko zapłonęły i taki gniew nim zatargał, aż kielich latał mu w ręce, bryzgając na wsze strony.
— Poplamisz mi waszmość jupony! — ostrzegła podkomorzyna, odsuwając się nieco.
Zdrowie Jejmości Imperatorowej spełniono jednym tchem, skwapliwie podstawiając kielichy pod świeże strugi wina, bo muzyka znagła umilkła, krzyki ucichły,