Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Ostatni sejm Rzeczypospolitej.djvu/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dotknęło ustami świętej czary i piło jakby w ekstazie wniebowzięcia i nieopowiedzianej szczęśliwości, a kiedy przyszła kolej na Woynę, ten zauważył:
— Przedziwna przemiana: krowa czarno-biała a mleko fijołkowe!
— Prawda! Ależ to cud! Niebywałe! Mleko fijołkowe! — zdumiewała się powszechność.
— I nawet pachnie fijołkami — dowodziła z powagą pani Ożarowska.
— Księżniczka doiła w rękawiczkach i puściły farbę — zaśmiał się Woyna.
Księżniczka podniosła ręce. Jakoż długie, fijołkowe rękawiczki, haftowane złotem, były na palcach i dłoniach już prawie białe, puściły od mleka.
Zaperliły się dyskretne chichoty, a Woyna znowu rzekł:
— Tak się kończą wszelakie cudowności.
— Obrzydliwy wolteryanin — szepnęła srodze dotknięta pani Nowakowska.
Juści, że natychmiast mleko wylano na ziemię i krowę odpędzono ze wzgardą. Ale ktoś zauważył pastuszkę, stojącą jakby w osłupieniu pod dębem.
— Śliczna dziewczyna! Czyjaś ty?
— A tatusiowa! — skoczyła do krowy, szczypiącej trawę o parę kroków.
— Przebrać ją, a dałaby obraz leśnej Dryady — powiedziała hrabina Camelli.
Panie, pochwyciwszy w lot ten pomysł, złapały dziewczynę, powiodły w gąszcze i mimo jej wrzasków i płaczów przebierały spiesznie na nimfę.