Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Ostatni sejm Rzeczypospolitej.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Wyśpi się i jutro znowu będzie gotów! Ma spust, niech go kule biją.
— Opój to znany w całej Rzeczypospolitej! Wprawiał się pono pod protekcyą samego ś. p. księcia Panie Kochanku! Ale majster! — zdumiewał się Nowakowski.
— Skądżeś go waszmość wytrzasnął?
— Z pod karczmy, prawił mi takie facecye i tak szpikował łaciną, że zabrałem go dla rozweselenia towarzystwa. Nie myślałem że on aż taki gracz! Dokąd jedziecie? — zwrócił się do chłopaka.
— Na sejm do Grodna — odparł, szorując chustą oblicze ojcowskie.
— Znajdzie godnych kompanionów, ale wątpię, zali go kto przepije!
— Są jeszcze sławne gardziele, zwłaszcza pomiędzy szaraczkami. Mniemam też, jako Podhorski mógłby z nim stanąć do rozprawy.
— Pięć garncy borgońskiego jednym tchem nie wypije. To proste bydlę z tego stolnikowicza — syknął z obrzydzeniem Woyna i poszedł wraz z Zarębą do pań, wielce zafrasowanych kaprysem księżniczki Czetwertyńskiej, której gwałtownie zachciało się świeżego mleka. Blum był zrozpaczony, gdyż mleka nie było w zapasach, ani nawet w karczmie. Na szczęście ktoś rzucił projekt sprowadzenia krowy z najbliższego pastwiska.
Pobiegło na tę bohaterską wyprawę trzech Krotowskich z paru oficerami, a po jakimś czasie ukazali się na polanie, pchając jakąś ryczącą krowinę; za nimi