Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Ostatni sejm Rzeczypospolitej.djvu/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Obrażona jego słowami, szepnęła z żałosnym wyrzutem:
— Tylko kobieta może śnić o szczęściu au pays du tendre!
— Ach! — podchwycił złośliwie — tam, gdzie płyną te czarowne rzeki: Estime, Inclination, Tendresse! Tam, gdzie to parfait amour prowadzą des billets doux, petits soins, a zwłaszcza szczodre cadeaux! Znam ja te bałamutnie.
— Jota w jotę to samo powtarza szambelan — odparła wzgardliwie.
— Jakże jego zdrowie? — rzucił z uśmiechem.
— Spytaj się Tereni, a mnie menażuj!
Orzechowe, tygrysie oczy zapłonęły gniewem i rumieniec opylił jej policzki, ale on, nie zważając na jej oburzenie, wskazał jakąś grupę dam i spytał:
— Któż to ta cudna blondyna? Ależ prześliczna!
— To Chapeau à l’anglais et Châle de Casimirs!
Spojrzał, nic nie rozumiejąc.
— No tak, a tamta obok, drobna i ruchliwa, to Capote en crêpe amaranthe; trzecia, brunetka z orlim nosem, to Chapeau de velours à fond plissé, zaś czwarta to Spencer de linon i Capote de taffetas. Nazywam stroje, gdyż wszystko, cobym rzekła o personach, może ci się znowu wydać bałamutnią, godną jedynie drwiny — mówiła zjadliwie.
Nim zdążył odparować ten mściwy sztych, zerwały się wrzawy. Kapela buchnęła fanfarą, w lesie trzasnęły salwy karabinowe, sperlone kielichy szampańskiego jęły gęsto krążyć, a von Blum wiwatował ogniście na cześć