Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Ostatni sejm Rzeczypospolitej.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A po chwili Maciuś palił z bata i pędził przez miasto, przewijając się, jak wąż, między powozami. Stasiek w mundurowej kurcie siedział przy nim sztywno, jak przystało kapitańskiemu ordynansowi.
Przed Dominikanami wstrzymał ich Nowakowski.
— Przesiądź do mnie, właśnie jechałem po ciebie — wołał ze swojej karyolki.
Przesiadł się niezbyt ochoczo, polecając Maciusiowi jechać za sobą.
— Ambasador daje publiczne audyencye, musimy tam wstąpić na chwilę.
— Już byłem dzisiaj na królewskich posłuchaniach — próbował się wykręcić.
— I co ci z tego? — wzruszył lekceważąco ramionami — u króla bywać można, zaś u Sieversa nakazuje rozsądek i przezorność. Ciekawym, jak ci poszło z Cycyanowem?
— Siedziałem u niego do drugiej w nocy, ugościł mnie czajem i gawędziliśmy o różnych materyach; polityczny to i szczególnie światły człowiek.
— Zapewne nie omieszkał ci się zwierzyć? — spytał bez ceremonii.
— Nie przyszliśmy aż do takiej konfidencyi, nie leżało to w moich zamysłach.
— Wczoraj zdradzałeś odmienną dyspozycyę serca — szepnął urażony.
— Być może, iż wróci mi jutro — odparł szorstko, lecz zaraz załagodził. — Nie mogłem się narzucać z pomocą, inna sprawa jest i jej ode mnie zażąda.
Dostali się na Szerokiej w nieskończony sznur po-