Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Ostatni sejm Rzeczypospolitej.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie pieprz, Pietrze, pieprzem wieprza! — śmiał się Zaręba.
— A daję ci parol, że mówię seryo. Nie zapominaj, Petersburg patrzy na nas jego oczyma. Jego życzliwe relacye mogą tam bardzo wiele zaważyć. I tobie zdałaby się protekcya takiego potentata. On jest na śmierć zadurzony w szambelanowej i umiałby ci się wywdzięczyć za przysługę. Wierz mi, możny przyjaciel i opiekun to dla chudopachołka prawdziwa fortuna. Kiedyśmy weszli na te materye, to ci powiem, że przyjeżdża młodszy Zubow.
— Czy to aspirant na przyszłego faworyta?
— Polityczne racye zmuszają nas do wyprawienia balu na jego cześć. Hrabia Ankwicz z hetmanem Kossakowskim już się koło tego krzątają. Dwadzieścia pięć dusiów od osoby, socyeta wybrana i co najpiękniejsze damy. Odmówiłem już wielu, ale ciebie mogę zapisać.
— I owszem. Na psiem weselu czasem najlepiej używają drużbowie — drwił.
— Wszystko musi być w najprzedniejszym guście, a zwłaszcza damy! Zubow powinien wywieźć z Polski czułe wspomnienia. Nawet i z tego powodu chciałbym zgody księcia z szambelanową. Uświetniłaby zabawę, pojmujesz?
Tak pojmował, że byłby go chętnie trzasnął w rudy pysk, ale tylko się uśmiechnął i na przekór własnym uczuciom, obiecał pogodzić tę powaśnioną parę.
— Niech się kochają dla dobra kraju! Niech się