Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Ostatni sejm Rzeczypospolitej.djvu/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ner, z miną wyniosłą, obwinął mu szyję w białą chustkę i podawszy tabakierkę, stanął dostojnie na uboczu.
— Nabyłem go wraz z meblami po regimentarzu Stępkowskim — pysznił się półgłosem. — Pono jakiś »de« czy nawet coś więcej, wypędzony przez rewolucyę. Książę Cycyanow dawał mi za jego odstąpienie czwórkę anglezów z uprzężą.
— Ciekawym tej książęcej mości — uśmiechnął się drwiąco.
— Trzeba ci jednak zapamiętać, że książę jest w serdecznej komitywie ze starszym Zubowem, aktualnym faworytem.
Wziął go pod ramię i poszli krętymi korytarzami. Francuz oświecał im drogę kandelabrem.
— Imaginujesz, co to za polityczna persona? — szepnął ciszej, jakby pod sekretem. — Jesteśmy w takiej konfidencyi, że zwierzył mi się ze swoich ciężkich terminów miłosnych.
— Jeszcze się nie pogodził z szambelanową? — spytał podstępnie.
— Ależ ona go nie chce widzieć na oczy, odsyła mu nierozpieczętowane listy, droży się, niby królowa, a on poprostu szaleje z rozpaczy. Wiesz, błysnęła mi jenialna myśl: pomóż mu w tych tarapatach.
— I w jakiż sposób? — pojął w lot, do czego tamten zmierza.
— Gdybyś jej, jako blizki kuzyn, przy okoliczności jakiej przełożył, że pogodzenie się z nim jest pożądane nawet dla dobra kraju.