Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Ostatni sejm Rzeczypospolitej.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I z trwogą oczekiwał na odzew, czy posłyszą? czy zrozumieją? czy zechcą?
Wszak tylko domem niewoli jest im ta ginąca ojczyzna!
Mogąż dawać żywoty na zratowanie kajdan i przemocy?
— Waszmość się uwziąłeś, aby mnie trwożyć posępnością — żaliła się podkomorzyna, zazierając mu czule w oczy.
— Naszły mnie takowe imaginacye, że nie mogę sobie dać rady.
— Trzeba się z nich wyspowiadać, ja waćpanu nie poskąpię rozgrzeszenia.
Nie przyszło już do wyznań ni czułych absolucyi, gdyż właśnie marszałek sejmowy, Bieliński, trzykrotnem uderzeniem laską otworzył posiedzenie i czyniąc zadość regulaminowi, a głównie Sieversowym nakazom, zwrócił się surowo do arbitrów, zalegających galerye.
— Mości państwo, proszę na ustęp!
A chociaż i gruby Roch w niebieskiej kapocie ze złotymi szamerunkami, postukując laską okutą srebrem, powtarzał groźnie toż samo, nikt się nie kwapił.
Tęgoborski, sekretarz sejmowy, odczytał doniosłym głosem raptularz spraw, aktualnie idących na deliberacye.
Zaraz po nim marszałek zagaił sesyę od wprowadzenia materyi pruskiej; o plenipotencyę dla delegacyi, traktować mającej z Buchholtzem, jeśli takową chcą mieć Stany czytaną, zapytywał.