Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Ostatni sejm Rzeczypospolitej.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie znam jego sentymentów, ale, nie obwijając w bawełnę, myślę, jako z tego małżeństwa będą nici — mówił, nie dając baczenia na jej wzburzenie.
Milczała, pogrążona w jakiemś ciężkiem pasowaniu się ze sobą.
— Horrendalne publicum — szepnęła, podnosząc rozsrożone oczy na Zakrzewskiego, który był się wychynął z ciżby i nagle dał w niej nurka.
— I plebs zaczyna się już animować ojczystemi sprawami — ostrożnie zauważył.
— Że tylko gdzieś, niby migdał w pierniku, widny w tem pospólstwie jakiś urodzony. Naturalnie, socyeta przykrzy sobie sejmowe deliberacye, przekłada ambasadorskie obrady i asamble z gamratkami. Co im znaczy ojczyzna! — Gorycz brzmiała w jej głosie i pełne usta drgały tłumionem cierpieniem.
Patrzył i nie pojmował tej gwałtownej przemiany, rozumiejąc ją uczynioną dla jakowegoś pozoru. Nie brał więc tego zbyt głęboko.
Przypudrowała spoconą twarz i orzeźwiwszy się wonnościami, wbiła w niego palące, dziwnie lube oczy i zaszeptała z naciskiem:
— Waszmość tu bawi imieniem skonfederowanych pułków?
Wytrzymał spojrzenie, pokazując tylko twarz zdumioną nad miarę.
— Niech się chłopuś nie trwoży, sekretu nie wydzieram — wsparła się na nim pieszczotliwie. — Jasiński już mi coś napomykał, więc jeśli zajdzie okoli-