Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Ostatni sejm Rzeczypospolitej.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gnitarz, zrywał się ostry głos komendy, grzmiały tarabany i prezentowano broń.
— Nie szczędzą im parady! — szepnął Zaręba po szumnem przyjęciu Ożarowskiego.
— Oni trzema sposoby niewolą: złotem, zdradą i głaskaniem — a każdy skuteczny.
— Czyżby i Nowakowski posłował? — zdziwił się na widok dawnego towarzysza, wysiadającego przed mostem, w nowym kontuszu wojewódzkim.
— Igelström go naznaczył, a wybrały dukaty — objaśniał sarkastycznie Woyna. — Persona to można, żarliwy pacyfikator i jedyny do wszelakich kompromisów, przeto imieniem sejmu w ciągłych delegacyach do Buchholtza i Sieversa. I tak zaciekły w posługach ojczyźnie, że już zgoła nie zważa — w rublach mu płacą lenungi czy też talerami.
— Znam go już z famy i wiem, co trzymać o jego poczciwości.
Przeszli most i minąwszy bramę, przystanęli pod sejmowym krużgankiem, u wywartych podwoi do wielkiej sieni, pełnej już gwarów i ludzi. Przy drzwiach, wiodących do izby sejmowej i różnych bokówek, gdzie mieściły się kancelarye, trzymała dzisiaj straż gwardya koronna, lecz z karabinami bez bagnetów i pustymi lederwerkami.
— Idzie łomżyński Katon, krzywousty Skarżyński. Zapoznam was ze sobą, niech ci pocyceronuje, bo ja nie mam smaku na oratorskie koszałki-opałki.
Skarżyński, mąż znany z eksperyencyi w materyach państwowych, wielkiej wymowy i żarliwego pa-