Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Ostatni sejm Rzeczypospolitej.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tylko dla dobra Rzeczypospolitej i sejmujących Stanów spokojności — drwił Woyna, kłaniając się co chwila dygnitarzom i posłom, jadącym na sejm.
Zamek wznosił się na wysokim brzegu Niemnowym, spiętrzony jeszcze wieżyczkami, mansardowymi dachami, kopułą kaplicy i posągami nad głównym frontonem; od strony miasta obiegała go przepaścista fosa wybrzeżona rzędem smukłych topoli, przez którą był przerzucony murowany, szeroki most z balustradami, zdobnemi w marmurowe wazy i amory. Kamienna, wyniosła brama, zakończona alegorycznemi grupami z barwionej porcelany i o zaworach misternie kutych w żelazie i herbach suto złoconych, prowadziła na wielki dziedziniec, obstawiony gmachami przeróżnej struktury, a świeżo na porę sejmu odnowionymi.
Wielka amarantowa chorągiew z Orłem i Pogonią łomotała nad bramą, jako znak królewskiej obecności i sejmowania Najjaśniejszych Stanów.
Król Jegomość kwaterował bowiem na Zamku z rodziną, nielicznym dworem i kancelaryami. Tylko przyboczne oddziały gwardyi koronnej i litewskiej wraz z »wiwatową artyleryą«, jak ją przezywali kpiarze mieściły się w ruderach, położonych na strzał pistoletowy od zamku.
Na zamku również były obie izby sejmowe.
Wszystko zaś obsadzały gęste kordony jegrów pod wodzą co najprzedniejszych oficyerów, czyniących takie awantaże, że, ilekroć zajeżdżał pod most jakowyś dy-