Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Ostatni sejm Rzeczypospolitej.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Głównej, wiodącej z Horodnicy ku Niemnowi, na Zamkowej, w Rynku i ku Bernardynom aż wrzało od gęstwy ludzkiej, powozów i koni.
Pod przysadzistemi domostwami, na wązkich kładkach i kamieniach, tu i owdzie porzucanych w porę deszczów, ciągnęły mnogie, różnobarwne roje, cisnące się trwożnie do ścian i parkanów, gdyż co chwila waliły ulicami jakieś ogniste czwórki, cwałowali konni, i maszerowały zbrojne ronty, wlekły się kopiaste wozy furażów lub szły truchcikiem kozackie szpice.
A w miarę zbliżania się czwartej godziny, na którą było naznaczone posiedzenie sejmowe, ruch i zgiełk jeszcze się potęgował; już się pokazywały czerwononiebieskie karoce, zaprzężone w angielskie dryblasy, pokryte uprzężą nabijaną srebrem i z czerwonymi żokiejami na kozłach; niekiedy, ku ogólnemu podziwowi, zakolebała się na pasach jakaś arka starożytna, wyszklona i złocista, niby feretron, w szóstkę izabelowatych smoków, z liberyą w perukach, uwieszoną z tyłu i z konnym laufrem na przodzie. To przelatywały jak wicher, dwukolne karyolki, we czwórkę na szpic, przybraną rzęsiście w trzęsidła miedziane, pióra i siatki, powożone przez oficyerów, którzy, stojąc niby w rydwanach, poganiali z furyą, aż koniom grały wątroby i wszystko przed nimi uciekało.
Niekiedy pędził jakiś znaczny generał w eskorcie dragonów, tratujących wszystko po drodze. Śmigały zielone, pakowne ekstrapoczty, czyniące sobie rum chrapliwymi głosami trąbek. Przeciągały też kawalkady dość tłumne dam i kawalerów z chmarą zielonych