Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Ostatni sejm Rzeczypospolitej.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nem zajęciem, ona zaś, rada ze słuchacza, rozpowiadała coraz żywiej, nie szczędząc gestów, min i spojrzeń ognistych.
Szambelanowa z panią Ożarowską usunęły się nieco na stronę, zajęte lustracyą swoich strojów i jakimiś szeptami.
— Hrabia Morelli, mój kuzyn, szambelan królewski, dostał rano extra pocztę — objaśniła na wstępie hrabina. — Mamy przeto wieści z najpewniejszego źródła. Byłam już w kościele dziękować Bogu za te chwile radosne. Ale chociaż wiadomości autentyczne, ja zaledwie mogę uwierzyć, jako naprawdę ten podły morderca królów, ten nieprzyjaciel Boga i rodzaju ludzkiego, ten szatan wcielony, nie żyje. Zabiła go jakaś Charlotte Corday. Bóg ją najwidoczniej wybrał za narzędzie swojej sprawiedliwości. Muszę napisać do Paryża, żeby mi przysłano kopersztych tej nowej Dziewicy Orleańskiej! — wołała z emfazą, podnosząc w górę oczy. — I prawie w jednym czasie wypędzono z Moguncyi francuskich rebelizantów. Król pruski tryumfuje. Jakże się z tego muszą cieszyć ci biedni wygnani książęta! Nareszcie dobra sprawa bierze górę. Już podobno klubistom mogunckim wytrzepują kije pruskie maximy jakobińskie. Nie pojmuję tylko, dla jakich racyi wypuszczono rewolucyjne wojska z miasta? Trzeba im było wyprawić chrzest republikański w Renie! — zaśmiała się mściwie i czarne jej oczy zamigotały niby sztylety. — Te szczęśliwe początki przygaszą ferwor i waszym exulantom w Dreźnie i klubistom w Warszawie.