Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Ostatni sejm Rzeczypospolitej.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tem gorzej dla panny Tereni, gdyż ja go zastąpię w obserwacyach.
— A ja się waćpana nic a nic nie boję — śmiała, się, goniąc po salonie za pieskami. — Marcin tylko mnie uwierzy.
Lokaj zameldował hetmanową Ożarowską i hrabinę Camelli.
— Już mnie niema! Nie cierpię italiańskiego skrzeka! W nogi, pieski!
I Sewer chciał wyjść, ale wstrzymała go szambelanowa.
— Pozostań chwilę, poznasz dwie piękne damy.
Nim zdążył wziąć postanowienie, weszły panie, a już od progu hrabina Camelli wołała zadyszana:
— Przywożę ci, szambelanowo, wspaniałe, nowiny! — Oczy miała rozgorzałe, twarz zgorączkowaną i głos wibrujący od wzruszenia. — Marat zabity! Moguncya poddała się królowi pruskiemu! — rzucała z patosem i zawiesiwszy głos, dodała po pauzie: — Rewolucya dostała śmiertelny cios.
Szambelanowa pokazała się, jakby niewiele ważąc te wiadomości.
— Moja droga hrabino — uprzedzała Ożarowska — nie wszyscy się tem tak przejmują.
— Ależ... to musi być ważne... istotnie nie bardzo się na tem rozumiem. Mój brat cioteczny, Sewer Zaręba — przedstawiła go zakłopotana.
— Ale pana to musi obchodzić? — zwróciła się do niego hrabina.
Skłonił się na potwierdzenie i słuchał z niezmier-