Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Ostatni sejm Rzeczypospolitej.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A dla mnie węgier! — wtrącił jakiś pan z czerwoną twarzą, pływającą w ogromnym halsztuchu, niby w białej misie.
— Niema jak angielskie piwo, ale w butelkach! — mlasnęły z lubością jakieś wątrobiane wargi, brzuch obwisły, pałąkowate nogi, piaskowy frak i białe pończochy.
— Judica me, Domine, jeślim kiedy zgrzeszył wybredzaniem — bufonował grubas. — Wszyscy mogą poświadczyć, jako zawsze staję w każdej najcięższej potrzebie i z każdym nieprzyjacielem walczę do ostatniej kropli.
— Toć wiadome są przewagi waszmości pod Kuflewem.
Grubas tylko się zaśmiał i, obleciawszy dokoła chytremi oczyma, ciągnął dalej z krotochwilnem namaszczeniem:
— Nie przebieraj w napitkach i nie pytaj, kto je płaci. Kto ma takie principia i przytem piękne pragnienie, ten może wiele dokazać na świecie — prawił, wybuchając śmiechem co chwila.
— Podhorski darmo nie robi z siebie błazna — szepnął ktoś z boku.
— Musi w tem być jakowaś kabała.
— Frant na cztery nogi kuty! Bucholcowy wiernik!
— A ja imaginuję z tego, co mówi o sobie imć Podhorski, że król pruski musi mieć szczodrą rękę, żeby ugasić tak piękne pragnienia... — uciął zuchwale Woyna i poszedł w stronę dam.
— Poczekaj-no waszmość! — wołał za nim Podhorski jakimś przyduszonym głosem, bo dosłyszał jego