Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/470

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stwa patryotka. Podkomorzyna zasię niezawahała się przed wszelakim azardem, całą duszą przylgnęła do naszej sprawy.
— Toś nie był na »Małej Radzie«?
— Z racyi tego niefortunnego ślubu, spóźniłem się kiedym przybył na Redutę, już się Rada rozchodziła nic niezdeteminowawszy.
— We wtorek, wieczorem, odbędzie się walne zebranie u szambelana Węgierskiego — rzucił im od stołu przy którym coś pisał Chomentowski. Właśnie dzisiaj rano zawiadomił mnie o tem Rudecki. Myślę że tam się już coś stanowczego udecyduje.
— Najwyższy czas, gdyż miasto wre jakby na minie prochowej i lada iskra może spowodować wybuch. Zauważył Radzymiński.
Rozeszli się każdy do swojego zajęcia. Zwłaszcza Zaręba rzucił się wściekle do roboty i chodził w niej niestrudzenie niby koń w kieracie. Nie miał nawet czasu odwiedzenia kasztelanowej, choć przysyłała po niego, zaś czułe epistoły podkomorzyny, zostawiał bez odpowiedzi. Dnie bowiem całe schodziły mu na lustracyach ludzi, broni, zapasów, formowania wolentaryuszów i naradach w arsenale i koszarach. Teraz w niedzielę o zmierzchu musiał assystować u Kilińskiego, przysiędze składanej przez młodzież cechową, zaś potem pić i naradzać się z majstrami.
Dopiero we wtorek nad wieczorem, uporawszy się z pracą, poszedł do winiarni Maruszewskiego na róg Świętojańskiej i Freta, żeby nieco wypocząć i zebrać myśli przed naradą u szambelana Węgierskiego.