Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/432

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i z gębą krągłą niby donica, pomalowaną krokoszem, zakrzyczał ze wszystkiej mocy:
— Prześwietne publicum! Odprawuje się widowisko, jakiemu trudno dać nazwisko. Szczególna okazya, zdarzająca się raz na sto lat! Walka straszliwego lwa z wściekłym krokodylem! Potem najsławniejszy hecmajster z Wiednia będzie się barował z niedźwiedziem. Potem połykacz ogni, czarodziej, pokaże swoje sztuki. Potem będą surpryzy, jakich oko nie widziało i jakich ucho nie słyszało. Śpieszcie się, jeszcze chwila i będzie zapóźno. Loże po trzy złote z motyą. Siedzenia po groszy dwadzieścia. Panny darmo, jeśli z kawalerem. Duchowny stan na borg, gemeiny dziesięć groszy. Nuże, bo zaczynamy! Miejsca dla jaśnie wielmożnych! — zaryczał naraz, dojrzawszy Konopkę. — Walek, bij w bęben! Miejsca dla jaśnie wielmożnych senatorów i wojewodów! Prezentuj broń, kulfonie! Miejsca dla hetmanów! Rozstąpić się tam, skurczybyki, sam Król Jegomość wali na hecę z całym dworem! Miejsca! — wydzierał się jak opętany, czyniąc z siebie ucieszne widowisko.
— Tenby zaszczekał wszystkich — zaśmiał się Konopka, wprowadzając rotmistrza na hecę. Wpadli jakoby w dół pełen wrzasków, psich zaduchów i czerwonego ognia pochodni, gęsto pozatykanych na słupach, dokoła niemałej areny, wysypanej żółtem piaskiem. Budynek bowiem był kolisty, piętrowy i rzędy ław zataczały się aż pod kopulasty pułap, na którym były wyobrażone farbami swawolne historye z mitologii. Pejsate muzykanty z galeryjki rzucały siarczyste obertasy. Snadź