Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/427

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

basta, muszę rotmistrzowi zakomunikować sprawę ważną: oto w sobotę 1 marca zbiera się Mała Rada na Reducie w pałacu Radziwiłłowskim.
— Na Reducie! — dziwił się niezmiernie.
— Pod pozorem zabawy zgromadzimy się niepostrzeżenie w dawnej loży. Już nam depcą po piętach gończe Baura. W naszem zaś pomieszczeniu u Tepera za ciasno i też niebezpiecznie. Wszyscy muszą być w przebraniach i maskach. Znak wejścia, jak na zwykłą kapitułę. Zakrzewski może dopomódz waszmości.
Przywołał Marcina i wyłuszczył sprawę, polecając jego eksperyencyi kwestyę maski i stroju.
— Doskonale się składa — gadał prędko — po tej właśnie Reducie, Zubow wyprawia kolacyę w Marymoncie. Wszyscy jego goście mają się przybrać po hiszpańsku. Będę dla siebie szukał stroju, to mogę i dla pana rotmistrza. Ma to być balik champêtre, w zaufanem gronie.
Radzymiński jął od niechcenia pytać o różne szczegóły owego baliku. Marcin wyznał, co wiedział, i poleciał do narzeczonej.
— Szaławiła być musi, ale mu z oczu poczciwie patrzy — zauważył Radzymiński.
— Bo i poczciwy, wprawdzie z rodu, o jakich w Rawskiem powiadają:
»Gdy ojciec umarł, matka za mąż poszła,
»Bo była zwykła co rok rodzić osła«.
Czwarta dochodzi. Madalińskiemu nie śpieszno, a mnie jakby kto szydłem ekscytował. Ma tutaj rotmistrz swoją kompanię?