Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/414

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tanecznikami, Sewer czuwał jednak z daleka, gotowy na każdą okoliczność.
Późno już było, kury piały na przedednie, gwiazdy przygasały i zmętniała noc zaglądała w okna przybladłą twarzą, dwór zasię hulał jeszcze w najlepsze. Szły tańce za tańcami, przyśpiewki, wymyślne krotochwile, w których wynajdywaniu Bonuś był zgoła niewyczerpany.
Nie pozwala też na odpoczynki starościna Kossowska, sama we wszystkich zabawach prym trzymając. A już uciecha jej dobiegła zenitu, gdy rotmistrz Nałęcz, uwiedziony słówkami panny Kraińskiej, stanął z nią do menueta. Było na co popatrzeć! Tłok się uczynił dokoła, nawet starzy poniechali kielichów, a matrony podniosły się z kanapy, bowiem przestarzały galant, przybrany jakby na pokoje ś. p. ostatniego Sasa, niby drygant na paradzie, wyprawiał takie uczone korwety, stroił takie miny, tak się krygował, tak kłaniał, tak kapeluszem zamiatał pawimenty i takie czynił balanse i piruety, aż Badowski krzyknął:
— Przebiera nogami niczem ochwacony kokot!
— Obraz to doskonałego ułożenia i dwornych manier! — zgasił go ktoś z boku.
— I próchnem ślady znakuje — upierał się Piotruś, ale że był napity, kazał się przyjaciołom odprowadzić do jadalni, gdzie już pito na umor, nie zasiadł wespół, jeno swoim zwyczajem przywarłszy na widnem miejscu, plecami do ściany, krzyknął pełnym głosem: — Stamirowski, nalejże mi coś mocnego a sporo. Jako nowonarodzone dzieciątko, takim spragniony i bez-