Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/364

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

do powolności ciemięzcom i tyranom, doprowadzała mnie do szaleństwa!
Twarz mu oblekła groza przeżytych myśli i obaw.
— Rozumiesz teraz, jak smakuje prokonsulska dyktatura, obywatelu?
— I więcej jeszcze dowiedziałem się od socyuszów niedoli.
— Dasz głos prawdzie, przed obywatelami reprezentantami w konwencie.
— Prześlę im obszerną relacyę, gdyż sam jechać nie mogę — zawahał się. — Wyjadę, lecz gdzieś z drogi zawrócić muszę.
— Chyba pod zmienioną twarzą i nazwiskiem. Ale wiesz, coby cię spotkało, gdybyś się znowu znalazł w rękach Igelströma?
— Wiem i pozostaję. Powinność przedewszystkiem! — podniósł się do wyjścia. — Pragnę z tobą, obywatelu, pomówić obszerniej. Moglibyśmy się spotkać wieczorem u Kapostasa?
— Dobrze, ale o samym zmierzchu, gdyż na noc wyjeżdżam.
— Czy zabiera cię z sobą Działyński? — spytała milcząca kasztelanowa.
— Szef wyjeżdża dopiero za dwie niedziele. Śpieszyć muszę do Grabowa.
— Porwała się zatrwożona. — Czyżby moje sny i przeczucia...
— Dostałem dzisiaj sztafetę. Ojciec rozkazuje mi przyjechać jak najrychlej.
Odprowadziwszy go na stronę, pragnęła coś po-