Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

miejsc. Famulus zawiązał mu serwetę pod brodę i, podawszy na srebrnej tacy wazę z winną polewką, stanął za krzesłem; reszta mężczyzn musiała kontentować się grzanem piwem, zaś damom podawano kaffę.
Śniadanie odprawiało się, jak nabożeństwo, cicho i ceremonialnie.
Krzesło jejmość miecznikowej stało niezajęte, siedział na niem biały kot.
Ciężyło wszystkim to surowe milczenie, lecz mało kto ważył się je przerywać.
Zaczął Brzozowski, miecznik zgromił go oczyma. Spróbowała odwieczna podczaszanka Krzywicka, prawiąc o lubej dnia dzisiejszego aurze, ale, dojrzawszy srogiego marsa, zmilkła wystraszona.
Sewer, siedzący na szarym końcu, ukradkowo badał oblicze rodzica, nic jednak nie zdołał wymiarkować: zamknięte było na siedem pieczęci i lute. Raz czy dwa poczuł na sobie jego przenikliwe spojrzenie i aż zadygotał z niepokojów. Dzieciństwo stanęło mu w myślach, dawne przewiny i srogie kary, o których nie mógł wspominać bez drżenia.
Miecznik bowiem trzymał wszystkich w żelaznej dyscyplinie i nie pobłażał choćby najdrobniejszym uchybieniom. Skryty był przytem, nieprzystępny, zdziwaczały i słynny milczek, mógł całymi tygodniami nie odezwać się do nikogo.
— Wystąpisz asan wieczorem z kapelą — ozwał się naraz do Trzaski — a wystąp godnie i nie zbłaźnij się: nielada muzyk będzie słuchał. — A ty poczekaj