Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na mnie w bibliotece — zwrócił się do syna — zajrzę jeszcze do matki.
Odetchnęli po jego wyjściu podniosły się swobodne rozmowy, Dosia dolewała niektórym, przekomarzając się z Trzaską, Brzozowski zaś rzekł:
Starosta Prażmowski muzyk niepośledni, grywał kiedyś na królewskich asamblach w Wersalu, do smaku mu będą akuratnie waścine trąby, co, hę?...
Sewer poszedł na drugi koniec domu, do ojcowskiej komnaty. Prosta była, ściany miała bielone i sprzęt ladajaki. Na środku stał stół, czerwonem suknem okryty i zarzucony książkami; książki były również na nizkich półkach pod ścianami, pliki papierów, rulony map i fascykułów. Na ścianach wisiały rzędy kopersztychów, wyobrażających konterfekty królów i co główniejszych w narodzie mężów, oraz ogromne, srodze zniszczone drzewo genealogiczne. W kącie, za pękatym piecem przysłonięte parawanem z zielonej kitajki stało łoże nad niem krzyż, gromnica i nieco broni starożytnej.
Spacerował od okna do okna, wyzierając niecierpliwie na pusty dziedziniec, ekcytowały go bowiem niemiłe wspomnienia ożenione z tą komnatą i tem przykrzejsze, że i aktualnie zanosiło się na burze i gniewy. Hetmańska władza, ni nawet królewski majestat, a nie przejmowały go nigdy takiem drżeniem niepokojów, jak to wyczekiwanie eksplikacyi.
Zjawił się stary Filip z cybuszkami i zapaloną świecą.
— W jakiejże dzisiaj dyspozycyi pan miecznik?
— Musi być, Sewerek coś zmalował i po staremu