Przejdź do zawartości

Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/357

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zolucya to kamień obrazy, to nadwyrężenie aliansowego traktatu. Zapadła na sejmie wbrew naszym życzeniom. Przyprowadziła do gniewu Najjaśniejszą Monarchinię. Przez nią odwołany został mój poprzednik i przyjaciel de Sievers. Ale ja nie ścierpię dalszej tolerancyi oczywistych naigrawań! Muszę raz położyć temu koniec — wybuchnął gwałtownie, porywając się z miejsca. — Oto mój konspekt uniwersału — rzucił szarą, zapisaną kartę przed kanclerzem. — Żądam, by w tym uniwersale jasno wyłożono o słusznem nieukontentowaniu Imperatorowej, z racyi wypadłej na ostatnim sejmie rezolucyi, mocą której używanie krzyżów i medalów wojskowych, przez Sanctitum konfederacyi de die 18 Junii 1792 zniesionych, znowu dozwolone zostało. Żądam wyrażenia skruchy za ten przypadek w słowach przystojnych i godnych Majestatu. Żądam na uchylających się i prawu nieposłusznych kary odebrania szarży i wieży. Żądam zdeterminowania poselstwa, któreby imieniem całego narodu zaniosło wyrazy najwyższego żalu i najgłębszej konsyderacyi dla Najjaśniejszej Aliantki. Tak ma być.
— Kondycye nazbyt upokarzające, król może się wzdragać z podpisaniem...
— Ja żądam, nie proszę. Mam już dosyć ciągłych zabiegów o łaskawe ucho Jego Królewskiej Mości. Jestem pełnomocnym ministrem i wola Imperatorowej jest prawem dla was — zakrzyczał naraz, bijąc pięścią w stół. — Na nieposłusznych mam bagnety... — głos mu huczał gromami, gniew ponosił, wyrzucał zadyszane i twarde słowa, niby komendę przed frontem. Kompanioni nie zdali się być jeszcze wystraszeni, zadziwiał jeno