Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/356

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— I tyle tysięcy ludzi rozżalonych i bez chleba znajdzie się na wolności, gotowych na wszystko! — zawołał hetman. — Byłby tylko jeden sposób pomyślnego uskutecznienia, żeby pan ambasador rozkazał swoim wojskom otoczyć nasze regimenty i zdezermowanych oficyerów i gemeinów zagarnął ryczałtem.
— Nie płacić, ukraść i hurtem wszytkich sprzedać! Ha! ha! Spaniały koncept, znaczne percepty i wielka zasługa — chichotał rozbawiony Ankwicz.
— Tego projektu nie można uskutecznić: wywarłby powszechne wzburzenie i protestacye! Ani to polityczne, ani do przeprowadzenia — oponował Moszyński.
Zawrzały gorące dyskursy. Położył im koniec Igelström:
— Wrócimy do tej materyi i sposobów, skoro listy redukcyjne będą gotowe. Pan hetman wyda polecenie, abym je miał do tygodnia. Trzeba z tem skończyć! Zuchwałość oficyerów i gemeinów musi być ukrócona. Meldują o ciągłych zaczepkach moich odwachów i napadach na kozackie patrole, o zgoła nieprzyjaznej postawie publiki. A szczególniejszą zuchwałością odznaczają się oficyerowie artyleryi. Wiem, jako na publicznych asamblach nie skrywają wrogości względem nas. Z rozmysłem też paradują po mieście w krzyżach zyskanych w ostatniej wojnie z nami. Sam takiego spotkałem i gdyby się był nie umknął...
— Rezolucya titulo noszenia zaszczytów wojskowych nie jest jeszcze odwołana — objaśnił cicho kanclerz.
— Właśnie w tej materyi chcę mówić. Owa re-