Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/308

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bać, sprać i wszystko pomarnować. Żeby dostać ze czterech gemeinów obrotnych, coby to mieli oczy na niebezpieczeństwo, a w potrzebie i mocne kije! Przebrałbym ich za płanetników dla niepoznaki. Potom właśnie stanął przed oblicznością pana porucznika
Zaręba, pojmując intencye ks. Meiera, natychmiast polecił zająć się Kacprowi doborem żołnierzów gotowych na każde skinienie Staszka.
— Gdzie chowasz szopkę, u ks. Meiera?
— Jeszcze stoi u pani Barssowej. Właśnie lecę ją pozłocić.
Oddał honory, wykręcił się na pięcie i grzmiał ze schodów, aż mury dygotały.
— Kacper, każ Maciusiowi zajeżdżać. Zaraz będę gotowy. — Szykował się bowiem do szambelanowej. Jechał szukać u niej pomocy dla Volange’a, czynił to jednak z przykrością i ciężkiem sercem, pod przymusem. Czuł się przytem nie dobrze. Już od samego powrotu z Paryża, w połowie grudnia, nie dopisały mu humory i zdrowie. Zawód, jaki go tam spotkał, i przeżyte wrażenia sprawiły w nim wielką zmianę. Nie zbrakło mu wiary w sprawy, jakim oddał swoje życie, ale już nieraz brakowało sił i cierpliwości. Burzył się w sobie i często wybuchał niepohamowanem rozdrażnieniem. Na domiar złego przyszły złe wieści z domu. Ojciec leżał ciężko chory i tak zawzięty na niego, że nie wolno było nawet matce wspominać o nim. Przywiózł te nowiny Kacper, który się był naparł do Grabowa i, siedząc tam przeszło dwie niedziele, wszystko akuratnie spenetrował. I wieści z tamtej strony Rzeczypospolitej,