Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/302

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Z jakichże względów chcesz waszmość powoływać Żydów?
— Każdy mieszkaniec tej ziemi musi stanąć w jej obronie. Nie dopuszczam wyjątków, Żydów uważam za równych i tak samo powinnych do ofiar krwi obywatelów.
— Nie uważamy tego! — zaprotestowano z wielu stron, a Dobrski wyrzekł porywczo:
— To plemię jest wszystkiej chrześcijańskiej powszechności wrogie i obce. Każdy kraj, w którym przemieszkuje, uważa za chwilowy przytułek, losów jego obojętny, gdyż bogactwo jest jego jedynym celen. Nie są godni traktowania na równi z pracowitym wieśniakiem lub mieszczaninem. Naszej ziemi nie mają za ojczyznę. Procederem szpiegowania trudnią się na rzecz naszych wrogów, jak tego były już niejedne przykłady. Niestety, powszechność żydowska jest podła i plugawa. Mogą być tylko wyjątki zasługujące na ludzkość.
— Właśnie — podjął niezmieszany Chomentowski — pułkownik Jasiński z Wilna rekomenduje gorąco niejakiege Berka Joselewicza, żyda oddanego Polsce, zażywającego miru między swoimi, a który przy wrodzonej zdatności ma poczciwe chęci służenia ojczyźnie. Gotów nawet zebrać pułk współwyznawców.
Mycielski odezwał się.
— Mówi stare przysłowie: »Polonia est paradisum judeorum et infernus rusticorum«. I słusznie powiada. Tyle wieków siedzą między nami, zażywając wolności, jakiej nigdzie nie mają, i cóż dobrego Polsce zdziałali?