Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/256

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mocy budował Kościół ludzkości, w którym religią były prawa człowieka, zaś katechizm składał się z trzech słów: wolność, równość i braterstwo! Święte maximy, niby orłowie, wynosiły się z kurzawy bitew i krwawych zamętów i niosły dobre nowiny po rubieżach dalekich ziem i ludach, jęczących w niewoli. Paryż stawał się już mózgiem i ramieniem uciśnionych milionów. I stawał się także dręczącym koszmarem ciemięzców, a słodkim snem o wiśniowych sadach rozkwitłych na wiosnę dla ciemiężonych.
Niekiedy w tej tytanicznej walce z szatanem przybierał niezbłaganą postać kata, lecz jeszcze i wtedy, szarpiąc własne wnętrzności, zbawiał człowieczeństwo. Jego cnoty, zarówno jak zbrodnie, przerażały ogromem. Były na miarę Tytanów. Były na miarę człowieka, wydzierającego zawistnym losom szczęście swojego rodzaju.
Roiło się w nim od mędrców, świętych i szaleńców, ale nie stało grabieżców narodów i ziem, jak Fryderyk. Wzburzony ocean druzgoce, lecz nie zabagnia; pochłania lądy, lecz nie plugawi. A zresztą, w huraganach piorunów, w chwilach wybuchu wulkanów, tylko zarysy ogromów zatrzymuje w pamięci olśnione oko. Nie pora litować się zdeptanym źdźbłom, kiedy padają prawieczne dęby. Piorunami człowiek pisze swoje dzieje, a nie skargą, lub jękiem żałosnym.
A pozatem panował chaos pierwszych dni stworzenia.
»Czerwone msze«, Carmagnole dokoła szafotów i głów obnoszonych na pikach, procesye »lizaczek gilo-