Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i walczy za Francyę, ale większość rozumie, co powinna własnej ojczyźnie, i wyczekuje insurekcyi, jak zbawienia. Są, którzy zdychają z głodu, ale pieniędzy przeznaczonych na powrót nie tkną, jak świętości. Którzy stanęli do najcięższej pracy, zbywszy się przesądów, ale zapracować w Paryżu niepodobna. Dziesiątki tysięcy Paryżan błąka się bez pracy i pożywienia, cała Francya cierpi nędzę. Ostatnie lato znowu przyniosło same klęski, bo czego nie wypaliło słońce, stratowała wojna i zniszczyły pożary. Nawet żołnierze poszli na pół racyi. Stan powszechnego wyniszczenia okazuje się być z dnia na dzień okropniejszym. Kraj od lat w zamieszkach i wojnach. Wojna w Wandei, wojna po miastach, wojna w prowincyach i wojna ze skonfederowanemi potencyami na wszystkich granicach lądowych i morskich. Nieurodzaje, głody, spiski księży, zdrady arystokratów, knowania moderantów, fałszywe asygnaty, Angielczykowie, cesarscy, król pruski, Hiszpanie — oto hydry szarpiące, oto stado wściekłych wilków, które zwaliło się na Francyę, a Republika, chociaż w łachmanach, prawie naga, słaniająca się z głodu, ociekła krwią ran niezliczonych, wzgardą tyranów oplwana, przez oświeconą powszechność zdradzona i po kościołach wyklinana, spręża się niby lew i walczy, broni się, odbija ciosy, — wzmaga się w bohatyrstwie i, dobywając sił coraz potężniejszych, kalwaryjską drogą niewypowiedzianych ofiar prowadzi ludzkość do nieśmiertelnej wolności.
— Otucha to dla nas i przykład. Że im starczy mocy na takie wysiłki?