Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/236

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tynie. Barras obiecał mi wyjednać u niego posłuchanie. Przybierzemy majora Dulfusa i samotrzeć spróbujemy Niepokalanego przekonać do naszych widoków. Couthon z nim za jedno, tylko niewiadomo na jaką stronę przeważy ta niezbłagana brzytwa St. Just.
— Kiedy spodziewasz się mieć spotkanie?
— Lada dzień, trzeba być przysposobionym w każdym momencie. Pilnuj się, aby cię rodacy nie wyłuskali ze sekretu. Całą gromadą wysiadują wieczorami w Café Procop. Ja mam swoje miejsce w »Régence«. Znajdziesz mnie zawsze między piątą a siódmą. Karty swobodnego wejścia do Konwentu, Komuny i klopów wystara ci się major. Ma wszędzie przyjaciół. Jedno jeszcze: masz aby pieniądze? Bo między nami srogi niedostatek, ciężko byłoby cię wspomódz, zwłaszcza że twój pobyt w Paryżu może się przeciągnąć do paru tygodni.
Uspokoił go w tym względzie, próbując nawet podzielić się z nim swoją kieską.
— Nie mi nie potrzeba, dziękuję, ale większość naszych w ostatniej nędzy...
— Więc bierz, co uważasz, ode mnie i rozdaj.
— Rzucali ojczyznę w nadziei rychłego powrotu, a tu już rok upłynął od czasu wojny z Rosyą; kto miał jaki zapasik, dawno wyczerpał, a związki z krajem niezmiernie utrudnione; szczególniej teraz po bankructwach naszych bankierów, nawet najbogatsi utracili kredyt, że już wszystkim w oczy zajrzała bieda. Niemała to przyczyna swarów i kłótni, żrą się między sobą z rozpaczy i tęsknoty. Paru zaciągnęło się do wojska