Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rzyły się królewskim błyskiem i wargi miały kształt śliczny i pocałunków żądny.
— Będę wyglądała waćpana z tęsknością Penelopy...
— Jeśli zgodzą się na to zalotnicy! A Ulisses może pozwolić długo czekać na siebie.
— Zamknę się na cały czas i, niby wdowa żałobna, pofolguję łzom — odparła smutnie.
— Uwielbiam taką dyspozycyę serca, lecz ważniejsze sprawy czekają panią podkomorzynę.
— Niema ważniejszych nad własne szczęście! — westchnęła, przysłaniając się wachlarzem.
Umilkli, słuchając czas jakiś górnych wywodów Karczewskiego, bającego swoje ckliwe systema natury.
— Snadniej pisać o szczęśliwości, niżli ją posiąść — szepnęła z niemałą goryczą.
— A jeszcze trudniej sprawić, aby się stała udziałem powszechności. — I jeszcze ciszej zaszeptał: — Proszę o sekret przed Działyńskim, dał mi bowiem permisyę jechania w prowincye wielkopolskie względem zawiązywania klobów. Więc jeśli mój wojaż do Paryża weźmie pomyślny skutek, sam powiem, jeśli zaś spali na panewce, nieradbym ściągał na siebie jego niełaskę.
Przyobiecała i, tłumiąc ból zranionej miłości, rzekła, siląc się na spokój:
— Cóż mi czynić należy po wyjeździe waćpana?
— Przeszkadzamy temu mądrali — wskazał Karczewskiego.
— Zatrzymaj się waść, zaraz powrócę — zwró-