Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mu w samo ucho — zawiązaliśmy sekcyę »obrońców wolności«, aby łacniej czuwać nad tymi arystokratami.
Zaręba poruszył się niemile dotknięty.
— Oniby woleli: »Wiwat naród z królem, wiwat wszystkie stany«, jak to było wypisywane na bandoletach czasu Sejmu konstytucyjnego. Pragną pochwycić styr insurekcyi, utwierdzić panowanie swoich przywilejów, a lud zatrzymać w poddaństwie niewoli. Boją się świętych zasad braterstwa i równości. A jako przykład ich knowań podam: że mimo listów, jakie przywieźli Barss z Pawlikowskim od Naczelnika, posłali do niego swoją delegacyę w osobach p. Potockiego i Orsettiego, nie wyznając się z tem przed nami. Formują jakąś kabałę.
— Mieszkam przy Działyńskim, a o tych machinacyach nic nie wiem.
— Bo waszmość zapatrzony tylko w swoich żołnierzów i egzercyrunki...
— Prawda — potwierdził ze szczerością — i szef mnie już do politycznych spraw nie przypuszcza. Dębowski ma sekreta swoje i jest z nim w konfidencyi.
— Z Lipska donoszą nam o wszystkiem, co się wyprawia i zamierza.
— Ktoś możny tam czuwa.
— Sam ks. podkanclerzy, zaś ks. Meier ma z nim czucie...
— Za dużo klechów! przecież nie zabieramy się odprawować egzekwii.