Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Czekałem na twoje, obywatelu, rozkazy!
— To lećże do stajni, niech już zaprzęgają! — wyprawił go i, obszedłszy dom, zajrzał przez wywarte okna do jadalni, gdzie przy dogasających świecach odprawiała się wrzaskliwa pijatyka. Kaczanowski prym w niej trzymał, gdyż krzyczał najgłośniej i najczęściej dolewał; siedzący przy nim Jaworski śmiał się ustawicznie i co chwila wymyślał coraz to inne zdrowia i okazye.
Naprzeciw brał miejsce jakiś mnich z ogoloną głową, z nosem srodze zadartym i brzuchem wzdętym aż pod brodę, zaś pobok kwitnął szlachcic w makowym kontuszu, blady jak płótno, z siwą rozwichrzoną czupryną i kruczym, obwisłym wąsem. Na stole, założonym cynowem naczyniem z antypastami, zieleniały pękate flachy, rzęsiste gąsiory i miedziane garnce, zaś pod ścianą, na krzyżakach wdzięczyły się smoliste antały w grzecznym ordynku ustawione. Przy nich bose pachoły czekały na skinienie.
Właśnie Kaczanowski był się dźwignął z miejsca i, wspierając się brzuchem o stół, zaintonował tubalnym głosem pijacką litanię:
— Zacznijmy, bracia, podzwaniać w szkliwo!
— Piwo! piwo! piwo! — zawtórowali, brzękając wraz pustemi szklenicami.
— Żywota poczciwego uciecha krótka!
— Wódka! wódka! wódka! — ryczeli trzykrotnie ogromnymi głosami.
— Chwalmy szczęśliwości przyczynę jedyną!
— Wino! wino! wino!