Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Decyzyi, jaką powziąłem, nie odmienię — wyrzekł po chwili z taką stanowczością, że nikt już w tej materyi głosu zabierać się nie ważył. Żal mu się zrobiło smutnej i zrezygnowanej twarzy Pawlikowskiego, bo rzekł prędko: — Wielbię ja twoje gorące sentymenty i determinacyę, ale droższa mi pomyślność ojczyzny, dla której aktualnie nic mi poczynać nie wolno.
— Gdybyś wiedział, obywatelu, całą prawdę nikczemnej doli chłopstwa, nie odwlekałbyś ani na chwilę. Przywrócić ich człowieczemu rodzajowi naszą powinnością. W tych milionach leży fandamentum insurekcyi.
Naczelnik po krótkiem dumaniu wyrzekł dobitnie:
— Za samą też szlachtę bić się nie będę, chcę wolności dla całego narodu i dla niej tylko wystawię swoje życie.
— Wolność na zasadzie powszechnego braterstwa i równości — wtrącił Barss.
— Już takowe principia rozpowszechniają po kraju różne pisma.
— To trzeba obwieścić uniwersałem! — gorączkował się Pawlikowski.
— Nie pora na uniwersały: szlachta-by zaprotestowała.
— Żeby prawo miało posłuch, musi być poparte mieczem — wyrokował Kołłątaj.
— Musi powstać z woli powszechności! — żachnął się Naczelnik, spoglądając na zegar.
Późno już było, dochodziła druga i wszyscy mieli wielce znużone twarze, więc wyprawiwszy ich spać, gdyż musieli odjeżdżać o świcie, otworzył drzwi i okna,