Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Słuszna, kto nie z nami, ten przeciwko ojczyźnie! — wyrzekł Naczelnik.
— Principia godne uwielbienia — szepnął w zachwycie Pawlikowski. — Tak, kto nie z nami, ten przeciw rodzajowi ludzkiemu i samej Naturze knuje zbrodnie nikczemne. Niechaj ta maxima będzie naszem hasłem. Ale raz jeszcze, obywatelu-dyktatorze, błagam cię o nieodwłóczenie — wybuchu znów zaczął ogniście molestować. — Naród czeka cię, jak Mesyasza. Niewolnik żywi się jeno słodką nadzieją pokruszenia kajdanów i walki z tyraństwem. Splugawiona najazdem ziemia żąda od ciebie wyzwolenia, podłość na niej się panoszy, egoizm zdrada i tyrani. Nie odkładaj więc dnia słusznego sądu i kary. Bowiem poniżenie niewoli znikczemnia serca i daje pastwę zbrodniom przeciwko ludzkości. Potomność sławić cię będzie. Upadną serca tyranom na samo twoje imię. Twoja cnota starczy za armię. Nie odwlekaj dzieła zbawienia, bo jutro może być już za późno. Przemocy i nikczemności trzeba dać rychły odpór. Miliony uciśnionysh, miliony poddaństwa, obróconego w bydło robocze, wyciągają do ciebie ręce o ratunek, wodzu nasz i zbawicielu! — wołał gorączkowo i łzy mu trysnęły obficie, wyciśnięte ogromem uczucia, udręczeń i wiary serdecznej. Wierzył bowiem w niego, jak w jedynego wskrzesiciela, i całą duszę położył w słowa, płynące ognistą lawą błagań. Płonął żądzą świętej ofiary i wielkich czynów głodem nienasyconym. Aż do płaczu pobudził ten głos strwożonej duszy, nawet Naczelnik odwrócił twarz rozrzewnioną, bo zjawiony obraz ojczystej niedoli przejął go nową boleścią.