Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pomniejsze komendy, rozrzucone w Lubelskiem i Podlaskiem, ledwie się dawały powstrzymywać od niewczesnego wystąpienia. Jasiński w Wilnie niecierpliwie czekał znaku. Wojska litewskie również były w gotowości. Zaś dywizya ukraińska, rozłożona, w województwach świeżo zagarniętych przez Rosyę, chociaż bacznie obserwowana przez nieprzyjaciela, pałała gorącą żądzą uderzenia na niego. Dwadzieścia pięć tysięcy żołnierzy zrozpaczonych zapowiadaną redukcyą, klęskami ojczyzny, a własną nędzą i poniżeniem, to był sukurs nielada. Szczególniej te wojska parły do wybuchu i burzyły się przeciw odwłóczeniom.
— Czemuż na te chwile nie stało Kamieńca! — westchnął Kołłątaj.
— Bodaj tego rakarza Złotnickiego psi rozwlekli na majdanie!
— Rachuby na Kamieniec zawiodły, ale nie zawiedzie męstwo ukraińskiej dywizyi, musi ona na sobie zatrzymać wszystek impet wrażych sił, nim ją wyrwiemy z opresyi. Byle się jeno zebrała do kupy!
— Przyjdą im z pomocą bunty kozackie na tyłach nieprzyjacielskich, partyzantka, jaką podniesie kasztelan Morski, a może i Turczyn. Są relacye, że w tamtych prowincyach już się burzy chłopstwo przeciwko nowym panom, a nawet co śmielsze ucieka w granice Rzeczypospolitej.
— Uciekają przed srogim uciskiem poborów i rekwiracyą kantonistów. Nikt nie jest pewnym życia, ni mienia. Nowe rządy prześcigają się w łupiestwach i wiolencyach i objaśniał Pawlikowski. — Najlepsza pora,