Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I oto hańba niewoli zmyta krwią ofiarnych.
Skruszone kajdany! Wolność płonie nieśmiertelna! Szczęście w każdem jestestwie uwije sobie wdzięczne gniazdo. Zapanuje cnota! Sprawiedliwość zasiądzie na tronie!
Takie to uczucia i obrazy jawiły się w ich utęsknionych duszach i takie nadzieje, że, słuchając tych regestrów, Barss ronił łzy tkliwe, major Czyż dawał postać jakby wniebowziętego, Kołłątaj, przymknąwszy oczy, śnił już chwilę zwycięstwa, nawet Pawlikowski, czytając, przerywał niekiedy, by rzucić radosnym głosem:
— A co! są jeszcze cnotliwi!
— Czytajno-no waść dalej! — upominał Naczelnik, siedzący z twarzą nieprzeniknioną, chmurny jakiś, zebrany w sobie, a bacznie znaczący na mapie te miejsca, gdzie czyniono przygotowania do insurekcyi. Bowiem sprzysiężenie pokryło Rzeczpospolitą jakby siecią misternie udzianą, w każdem jej oczku postawiwszy wybranego męża, który, podtrzymując ducha w swojej okolicy, gromadził zarazem wszelakiego rodzaju zapasy.
Właśnie o tem mówiły relacye, zaznaczając z radością, jako wszystkie zamierzenia brały najlepszy obrót i skutek. Zwłaszcza wojska były już w zupełności pozyskane dla sprawy. Dywizya małopolska pod Wodzickim pierwsza związała się w tajoną konfederacyę ku obronie ojczyzny, a jedna jej brygada Walewskiego pod Manżetem, już się była posunęła bliżej stanowisk nieprzyjacielskich. Garnizon warszawski dopominał się jak najrychlejszego rozpoczynania.