Przejdź do zawartości

Strona:Władysław Stanisław Reymont - Przed świtem.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 90 —

wiek, nie; wie się i to, i tamto, i drugie!... Kto ma pomiarkowanie, jak to świat jest, temu źle nie będzie. We dworze pomstuj na chłopów — pewny grosz i ochłap z obiadu; u księdza: na chłopów i na dwory — pewne dwa i rozgrzeszenie; w chałupach na wszystkich — a będziesz jadł jagły ze słoniną i pił wódkę z tłustością... Człowieku, mówię ci... Za duszę Juliny. Zdrowaś Marya!... zaczął bezwiednie sennym głosem, chwiejąc się na ławce...
— Łaskiś pełna... Wspomóżta biednego kalekę... — zaczęła trzepać baba, podnosząc przez sen głowę z komina.
— Cichoj, głupia! — krzyknął, budząc się nagle, bo drzwi wchodowe głośno zatrzeszczały i wsunął się niemi wysoki, rudy Żyd.
— W drogę, już czas! — zawołał głucho i natychmiast cała gromada drzemiących zerwała się na nogi; zaczęli się obładowywać tobołami i ubierać, kupić, to wysuwać na środek izby, to cofać bezładnie. Gwar przyciszony, trwożny, pełen akcentów, skarg, czy żalów zerwał się ze wszystkich piersi. Słowa krzyżowały się gorączkowo; nawoływania, szepty, przekleństwa, tupania, to znów początki pacierzy mówionych półgłosem, rumor, płacz dzieci — wszystko to przyciszone, jakby siłą powstrzy-