Strona:Władysław Stanisław Reymont - Przed świtem.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 89 —

pła, blasków ognia, jakichś słów dobrych, spokoju i ciszy, omraczał go zupełnie i przejmował głębokiem uczuciem zadowolenia i bezpieczeństwa.
A czasem się budził nagle, nie wiadomo dlaczego, obrzucał wzrokiem karczmę i słuchał przez chwilę dziada, który drzemiąc, mruczał:
— Za wszystkie duszyczki w czyścu zostające — Zdrowaś Marya, łaskiś...
— Człowieku, mówię ci, że dobry dziad mieć powinien: kij z jeżem, głęboką torbę i długi pacierz... Rozbudził się i czując Jaśka oczy na sobie, mówił już przytomnie.
— Słuchasz, co mówi stary — to mówię ci, napij się do mnie... i słuchaj jeszcze. Człowieku, mówię ci: bądź mądrym, ino tego nikomu w oczy nie ciep. Obacz wszyćko, ale na wszyćko bądź ślepym... Żyjesz z głupim — bądź od niego głupszym... z kulawym — nie miej wcale kulasów; z chorym — umieraj za niego. Dadząć grosz... dziękuj, jakby za złotówkę... Wyszczują cię psami... ochfiaruj to panu Jezusowi... Zleją kijem... zmów pacierz...
Człowieku, mówię ci: rób coć radzę, a torby miał będziesz pełne, brzuch kiej kłodę, a cały świat poprowadzisz na postroneczku, kiej głupiego bydlaka... He! he! he! nie dzisiejszym czło-