Strona:Władysław Stanisław Reymont - Przed świtem.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 65 —

pan Pliszka, ale mimo to, przyniósł wódki, częstował ich, i zmuszał do opowiadania o każdej drodze, o każdem drzewie, o polach, o lasach — o wszystkiem... I tak się zapalał, tak się interesował tem życiem wsi, że Adam mu rzekł w końcu:
— A bo to pan Pliszka nie może rzucić fabryki! Kupicie sobie gruntu między swojemi i gospodarzem będziecie, a nie takim parobkiem przy fabryce, jak my wszystkie.
Pan Pliszka zirytował się tym projektem tak silnie, że nawymyślał im od głupich chamów i poszedł spać.
Obudził się w nocy, usiadł na łóżku i myślał.
— Wrócić albo co! A może tam kto z moich żyje jeszcze?
Nie spał już tej nocy pan Pliszka, nie spał i nocy następnych... A dnie przechodziły nieubłaganą koleją i przepadały nieubłaganie.
...były wiosenne, rozśpiewane, przesłonecznione, czarowne.
Pan Pliszka płakał w męce.
...były zadeszczone, szare, smutne, długie jak żal...
Pan Pliszka płakał z tęsknoty.
...były zimne, zmęczone i smutne, jak maszyny spracowane.
Pan Pliszka! Ach, pan Pliszka się modlił...