Strona:Władysław Stanisław Reymont - Na zagonie.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Widzis ją! Judoska! — i postawiła śpiesznie cebratkę na ziemi, — przysła na prześpiegi, powinnaś była puscać starygo, co? Nie zapisał to woma wszyćkiego! To chudziockowi takiśta wycug dowali, że jaz po proszunem chodził. Ty lakudro jakoś, ty! śmis tu jesce przychodzić? ano, może po reśte łachów, jakie ostawił, co?
— Kapotem mu sprawiła na świątki nową, to juści w ni ostanie — ale co kożuch, to wezmę, bo tyż za moją krwawicę — odparła Tomkowa spokojnie.
— Weźmies? ty ropalasto! weźmiesz! ja ci dom, zaroz, zaroz, — i oglądała się po sieni, szukając czego do ręki.
— Zabierzes? ty! pochlibialiśta mu, ceckali, jaż żeśta go zdurzyli, z ukrzywdzeniem moim zapisał woma, a potym...
— Wsyscy ano wiedzą, że kupiliśwa, stoi napisane przy świadkach...
—Kupiliśta! I nie bois się Boga obrazać, w zywe ocy mi cyganić! Kupiliśta! osukańcy. Złodzieje, psi norody! Tośta mu pieniądze ukradli, a potym to co? może nie w korytku jodoł? Może Jadom nie widzioł jak stary zimioki z korytka jadł, co? Do obory wyganialiśta go spać, bo śmierdział, bo ano obrzydził woma chlanie! Za pietnaście morgów to ano taki wycug dowaliśta! Za tyle dobra, co? A możeś go nie biła ty śwynio, małpo jakoś?!
— Stul pysk, bo jak cię chlasnę bez niego, to obacys, śwynio, suko jakoś!
— No, chlaśnij, chlaśnij, dziadówko!
— Jo dziadówka!...