Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
26
WŁ. ST. REYMONT

Patrzno pan, jakie ma aksamity i jedwabie.
— No tak, ale to kwestya jej męża; a przytem, gdyby ode mnie zależało, to jednej chwili nie byłaby w towarzystwie.
— Frajer z pana, ona sama potrafi robić kasę.
— Więc pocóż pan na nią wygadujesz?
— Bo małpa jest i tyle, głupich pięciu rubli nie chciała mi pożyczyć; nie masz pan co drobnych? — zakończył, drapiąc się w ucho.
— Mogłeś pan od tego samego zacząć! Dam panu, jak będziemy wychodzili. — Szepnął dosyć niechętnie, pozostawił go przy drzwiach i chciał powrócić do Lili; ale w pół drogi złapał go