Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
25
LILI

czka i spacerując po pokoju. Pies chodził za nim nieodstępnie i co chwila z innej strony zaglądał mu w oczy i cichem warczeniem lub delikatnem chwytaniem za nogi, przypominał, że i jemu się jeść chce.
Feluś nic nie odrzekł, tylko co chwila trzaskał w palce i pociągał się za koniec nosa.
— Może mi pan pożyczy papierosa? — mruknął ponuro, wyciągając rękę do Zakrzewskiego, który natychmiast podał mu swoją papierośnicę.
— Zakrzewski, chodźno pan, na chwileczkę. — Szepnął Kos, odciągając go pod komin.
— Spojrzyjno pan na Szalkowską! Co? zdrów numer? Wiesz pan, ona dzisiaj była u hrabiego!