Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
23
LILI

miałe przywitanie i zaczął odkręcać wielki szal z szyi, potem długo zacierał ręce, jeszcze dłużej wyciągał z kieszeni różne prowianty i rozkładał je na kominie za firanką, skąd się wreszcie ukazał z niewielkim garnuszkiem w ręku, z którego jadł powoli, chodził po pokoju i mówił.
— Jesteśmy mniej więcej wszyscy, możemy więc już radzić.
Pochylił swoją wyniosłą, chudą postać i powlókł po zebranych czarnym, przymglonym nieco, ale dobrym wzrokiem. Twarz miał świeżo wygoloną, sinawą od mrozu, a na twarzy sterczał wielki, bardzo cienki i długi nos.
— Nie tyle radzić, ile grać nam potrzeba; bo, niech mnie drzwi ścisną, ale już ani cebuli, ani